Wokół witaminy C narosło sporo mitów. Popularny w internecie szarlatan zaczął ją sprzedawać, w związku z tym zaczął ją reklamować jako panaceum na wszelkie możliwe dolegliwości. Tego typu marketing jest z reguły poparty „opiniami” wystawianymi przez kupione konta, gdzie nie istniejący ludzie opisują, jak to niby przeróżne choroby cofnęły się po zastosowaniu sprzedawanego suplementu.
Objawy niedoboru witaminy C
Na szarlatańskich stronkach można niekiedy znaleźć opisy, jak to objawami niedoboru może być miażdżyca czy zmarszczki. To brednie, które mają na celu przekonanie ofiary że suplement może uratować przed miażdżycą czy odmłodzić skórę. Co prawda jest ona niezbędna do syntezy kolagenu, ale żeby pojawiły się problemy, wymagany jest niedobór niespotykany w Polsce.
W praktyce nikt w Polsce nie ma szans zaobserwować objawu niedoboru, który będzie widoczny gołym okiem. Są sytuacje, w których zalanie organizmu nadmiarem może mieć korzystny wpływ na zdrowie, są takie, gdzie zużycie jest bardzo duże i faktycznie pojawi się niedobór, ale jest on zbyt mały i trwa zbyt krótko, by pojawiło się cokolwiek, co można zobaczyć gołym okiem.
Jedyne przypadki, gdy faktycznie odnotowano szkorbut, będący zespołem objawów niedoboru to alkoholicy, którzy przez całe miesiące odżywiali się niemal wyłącznie wódką, albo osoby po zabiegach operacyjnych mających zredukować wagę ciała, typu wycięcie żołądka.
Kiedy powinno się suplementować witaminę C
Wypada zacząć od napisania, czego witamina C NIE robi.
Nie pomaga na choroby nowotworowe. W ogóle albo prawie w ogóle. Badano wpływ regularnej suplementacji małymi dawkami (500 mg). Przy okazji badań okazało się, że suplementacja kwasem askorbinowym i witaminą E nie zapobiega też w najmniejszym stopniu chorobom układu krążenia, a w niektórych badaniach nawet podwajała to ryzyko:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2586922/
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4666862/
http://ajcn.nutrition.org/content/80/5/1194
Szarlatani rozpisywali się, jak to nauka zaczęła badać dożylne wlewy witaminy C, co miało być „dowodem” na to, że medycyna w końcu „dostrzega” zalety terapii. Jak zwykle zapomnieli dodać, że efekty były zerowe, nikt nie wyzdrowiał ani nawet nie spowolniono choroby:
http://ajcn.nutrition.org/content/80/5/1194
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4388666/
Dawno, dawno temu kilku naukowców postawiło hipotezę, że to własnie niedobór witaminy C prowadzi do miażdżycy. Opublikowali swoje przypuszczenia, a linki do tych publikacji szarlatani wstawiają do swoich artykułów jako „dowód” na to, że witamina C chroni przed miażdżycą. To były przypuszczenia, tylko tyle i aż tyle.
Zaobserwowano, że osoby chorujące na miażdżycę mają dużo niższy poziom witaminy C. Ale korelacja nie oznacza przyczynowości. Osoby chorujące na raka płuc mają żółte palce (od palenia papierosów), czy jak im zamalujemy palce na biało to przestaną chorować?
Niski poziom witaminy C w organizmach osób umierających na zawał to wynik ich złej diety, która to dieta doprowadziła ich do choroby a potem do śmierci. Wykopali sobie grób własną łyżką. Jedli mało warzyw i owoców, dużo mięsa i tłuszczu nasyconego. Nic dziwnego, że we krwi nie wykrywano im witaminy, ale próba odwrócenia miażdżycy suplementacją jest równie idiotyczna, jak próba uratowania kogoś przed rakiem płuc malowaniem mu palców na biało.
W linkowanych wyżej badaniach przez wiele lat podawano dziesiątkom tysięcy osób zagrożonych miażdżycą suplementy by zobaczyć, czy będą mieć niższe ryzyko zawału bądź wylewu. Gdyby witamina C w jakikolwiek sposób wpływała na ryzyko tych chorób, wyszłoby to w takim badaniu. W tej grupie dziesiątek tysięcy osób musiało znaleźć się bardzo wiele takich, które miały niski poziom, w końcu właśnie takie osoby mają miażdżycę. Uzupełnienie nic kompletnie nie zmieniło.
Jej wpływ na przebieg infekcji wirusowych jest niewielki, ale – wbrew temu, co z kolei piszą ludzie po drugiej stronie barykady – wykrywalny. Niemniej jest to gra nie warta świeczki, nikt się z grypy czy przeziębienia witaminą C nie wyleczył i nie wyleczy. Zresztą żadne leki nie działają, gdy już pojawią się objawy przeziębienia, bo wtedy jest już w zasadzie po chorobie i organizm jest w fazie oczyszczania się z resztek wirusów i martwych komórek. Suplement może co najwyżej wspomóc regenerację po chorobie.
Pojawiające się w internecie historie o tym, jak to ludzie przestali chorować na przeziębienia są po części pisane przez fałszywe konta sprzedawców witaminy, po części zaś iluzją odniesioną przez samego pacjenta, czymś w rodzaju „zawsze chorowałem przez cały tydzień, ale teraz po witaminie C trwało to zaledwie 7 dni”. Szczegółowe badania pod kontrolą placebo, gdy ludzie nie wiedzieli czy dostają witaminę C, czy tabletkę z talkiem wykazały, że suplementacja witaminą C nie ma absolutnie żadnego wpływu na ryzyko przeziębienia czy grypy.
Nie, naprawdę, ona NIC nie daje. Są ludzie którzy wierzą, że odkąd zaczęli się modlić to przestali chorować, są tacy co wierzą, że chronią ich magiczne amulety, ludzie potrafią sobie wszystko wmówić. Jak ktoś kupił bezwartościowe pastylki i zaczął je łykać to bardzo będzie chciał przekonać samego siebie, że zrobił mądrze i że one mu pomagają.
Jest bardzo niewiele schorzeń, w których suplementacja faktycznie pomaga. Natomiast dożylne wlewy faktycznie mają rację bytu w niektórych schorzeniach i faktycznie powinny zostać lepiej przebadane, prawdopodobnie wejdą jako standardowa terapia w niektórych przypadkach. Nie są jednak całkowicie bezpieczną procedurą, jest już sporo opisanych przypadków ciężkich powikłań, głównie ze strony nerek.
Na co witamina C pomaga?
Po pierwsze, faktycznie zdaje się, że istnieje wyraźny wpływ w sepsie. Niebagatelny, bo w niektórych badaniach szanse przeżycia pacjentów były kilka razy większe. Były jednak też badania, gdzie nie pomogła w ogóle. Poczekamy, zobaczymy.
Po drugie, nie jest wykluczone, że witamina C byłaby skutecznym środkiem w ostrych infekcjach wirusowych, tych trwających dłużej niż kilka dni, na czele z COVID-19, chociaż opublikowane niedawno wyniki próby klinicznej temu przeczą, wlewy nie uratowały pacjentów. Część osób zapewne słyszała, że do tej pory uratowano tylko jedną osobę, która miała pełnoobjawową wściekliznę? To nie jest prawda, uratowano trzy takie osoby. W roku 1988 opublikowano wyniki próby klinicznej, gdzie na 37 osób poddanych specjalnej terapii, 2 przeżyły:
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/3243618/
Terapia to lek przeciwdrgawkowy i… dożylna witamina C. Na dodatek w niezbyt dużej dawce. Nie mam pojęcia, czemu do tej pory nie spróbowano powtórzyć tego badania, wścieklizna zabija dziesiątki tysięcy osób rocznie, a witamina nie jest konkurencją dla żadnego oficjalnie stosowanego leku, bo żaden taki lek nie istnieje. Objawy są wyrokiem i nic, ale to kompletnie nic nie można zrobić, poza podaniem środków przeciwbólowych. Brak prób klinicznych leku, który raz już ratował ludzkie życia jest zbrodnią. Wyniki tej próby klinicznej co prawda mogły być zmyślone, ale w tym wypadku NIC się nie ryzykuje, bo KAŻDY pacjent i tak umrze. Sprawdzenie, czy to działa jest elementarnym moralnym obowiązkiem, z którego współczesna medycyna się nie wywiązała. I nie, to nie jest jakaś rzadko spotykana choroba, na świecie każdego roku umierają na nią dziesiątki tysięcy osób.
Suplementacja jest wskazana w stanach nagłego osłabienia organizmu, albo przy narażeniu go na silny stres. Dobrym przykładem są biegi maratońskie czy rekonwalescencja po złamaniu kości. Podobnie wszelkie urazy związane z koniecznością syntezy kolagenu, takie jak oparzenia gdzie organizm musi odbudować bardzo dużo skóry, a także oczywiście zabiegi operacyjne.
Podsumowując, dla zdrowo odżywiających się ludzi witamina C jest kompletnie bezwartościowym proszkiem, niedobory są bardzo rzadko spotykane, a suplementacja to strata pieniędzy. Osoby odżywiające się bardzo niezdrowo mogą rozważyć suplementację niewielkimi dawkami, rzędu 200 mg dziennie.
Dożylna witamina C powinna być przebadana i w przyszłości może być dość ważną terapią, ale nie ma to znaczenia dla osób, które szukają dla siebie zdrowych suplementów.
Słówko o zagrożeniach. Nie, ona nie jest bezpieczna. Kilka starszych badań co prawda nie wykazało szkodliwości dla nerek, ale w jednym z nowszych stosowanie suplementów podwoiło (!) ryzyko kamieni nerkowych u mężczyzn:
https://jamanetwork.com/journals/jamainternalmedicine/fullarticle/1568519
Jest już całkiem sporo opisanych śmiertelnych przypadków niewydolności nerek, wywołanych dużymi dawkami witaminy C, o wiele więcej takich, gdy pacjent nie zmarł, ale w ciężkim stanie wylądował w szpitalu. Zagrożenie to dotyczy co prawda osób, które mają ogólnie osłabione nerki przed podjęciem suplementacji, ale mało kto wie na pewno, w jakim stanie są jego nerki.
Witamina C wpływa negatywnie na metabolizm miedzi, nie jest jeszcze jasne, na ile silny jest to wpływ, ale wysokie dawki mogą być czynnikiem ryzyka, jako że miedź to jeden z ważniejszych pierwiastków, którego niedobory mogą prowadzić do szeregu chorób. Bardzo wysokie dawki na pewno doprowadzą do niedoboru, co w konsekwencji przyniesie bardzo realne zagrożenia. Według części naukowców, niskie spożycie miedzi to jedna z głównych przyczyn epidemii chorób serca i osteoporozy w krajach Zachodu, co więcej, mają solidne argumenty, na przykład suplementacja miedzią całkowicie zatrzymała osteoporozę u kobiet po menopauzie.