Zioła. Suplementacja w zdrowiu i w chorobie.

Bardzo nie lubię ziół. Nie dlatego, że nie mają zastosowań. Owszem, mają i to bardzo dużo, ich potencjał leczniczy jest większy niż wszystkich pozostałych suplementów razem wziętych. Ale mają jedną zasadniczą wadę, przez którą ciężko je z czystym sumieniem polecać.

Skuteczność terapii ziołami

Zioła to leki. Tak po prostu, lekarstwa. Ze wszystkimi ich wadami. Niewybaczalnym błędem poznawczym jest mówienie, że zioła są dobre bo są „naturalne”, a klasyczne leki złe, bo „syntetyczne”. Jeśli już, to właśnie naturalne zioła mogą stanowić o wiele większe zagrożenie, gdyż są mieszaniną niekiedy tysięcy różnych związków chemicznych, z których każdy może wywołać nieprzewidzianą reakcję czy alergię.

Podstawowa różnica między witaminą czy minerałem a ziołem jest taka, że te pierwsze mają za zadanie uzupełnić niedobór. Tu nie ma specjalnie miejsca na błędy, jeśli czegoś nam brakuje i zaczniemy to jeść, będziemy zdrowsi, niemal bez wyjątków. Jedyny problem to prawidłowa diagnoza niedoboru pokarmowego, ale nawet jeśli tu popełnimy błąd, to też niemal w każdym wypadku organizm poradzi sobie z nadmiarem jakiejś witaminy czy mikroelementu.

Przy ziołach sprawa się komplikuje. One nic nie uzupełniają. One zmieniają działanie naszego organizmu. Tak jak każdy inny lek. A jeśli dzięki zmianie czegoś w naszym ciele będzie bardzo dużo, to czegoś innego z kolei będzie bardzo mało.

Odmienny problem to wszelkiego rodzaju mieszanki ziołowe, a przede wszystkim chińskie. Nikt na dobrą sprawę nie wie, jak to wszystko zareaguje, jeśli będzie wymieszane. Sprzedawcy często zgadują. W mieszankach z Chin niekiedy w ogóle nie mamy podanego składu, a jeśli nawet jest, to często będą tam zioła zupełnie nie przebadane klinicznie.

Podsumowując, tego typu terapia niewiele różni się od tego, co dostaniemy od lekarza. Może być niezwykle skuteczna, a może bardzo szkodliwa. Wszystko zależy od tego, czy będziemy mieć trafną diagnozę i czy uda się poprawnie dobrać to, co powinniśmy brać.

Skutki uboczne ziół

Weźmy najprostszy przykład, wszystkim chyba znany. Kora wierzby. Każdy to chyba brał, oczywiście nie w takiej postaci. Z kory robi się najpopularniejszy chyba lek, aspirynę.

Jest to niemal cudowny preparat, który błyskawicznie poprawia samopoczucie czy przy grypie, czy przy zwykły kacu. Kto próbował, ten rozumie i docenia. Dzięki zawartej w korze wierzby substancji, krew zaczyna żywiej krążyć, rozszerzają się naczynka krwionośne, znika gorączka.

Ale tu pojawia się problem. Organizm nie bez powodu obkurcza naczynia krwionośne czy podnosi swoją temperaturę. Aspiryna zablokuje przemiany prostaglandyn, przez co sygnały nakazujące tego typu zmiany nie dotrą tam, gdzie trzeba. Ale czy to jest bezpieczne?

Zwierzęta, którym podano aspirynę podczas infekcji wirusowej, umierały jedno za drugim. Co prawda czuły się lepiej, ale było to wywołane tym, że organizm przestał zwalczać infekcję. Podczas jakiegokolwiek skaleczenia krew będzie płynąć o wiele dłużej. To nie jest problemem gdy ktoś zatnie się przy goleniu, ale co przy wypadku samochodowym? Perforacji wrzodów? Z pozoru niegroźne krwawienia wewnętrzne zamieniają się w bezpośrednie zagrożenie życia.

To dotyczy wszystkich niemal ziół, bierzemy je, żeby wyłączyć pewne procesy, albo nasilić inne. I te zioła doskonale spełniają swoją rolę. Ale nigdy nie można być pewnym, że efekt będzie właśnie taki, jakiego oczekujemy. Może potrzebowaliśmy własnie dokładnie odwrotnego działania? Może zajdzie nieprzewidziana reakcja?

Inną klasą są specyficzne substancje, mające pełnić rolę antybiotyków czy chemioterapii. Tu nic nie zmieniamy, ale wprowadzamy do organizmu coś, co może mieć skutki uboczne. Żeby osiągnąć efekt leczniczy, czy przy infekcji, czy przy nowotworach, wymagane są wysokie dawki. To może być dość szkodliwe, w skrajnych wypadkach doprowadzić nawet do marskości wątroby. Niedawno czytałem opis kilku przypadków poważnych komplikacji po ziołach przeciwmalarycznych, sprzedawanych bez recepty.

Kiedy bezwzględnie warto stosować zioła?

Są sytuacje, gdy nie powinno się patrzeć na ewentualne skutki uboczne, które może się pojawią, a może nie. Mowa tu o ciężkich, zagrażających życiu chorobach. Zioła wielokrotnie w badaniach wykazały wysoką skuteczność terapeutyczną.

Istnieje próba kliniczna, w której krwawnik, ten zwykły krwawnik, który rośnie u nas na każdej łące, okazał się skutecznym lekiem przeciw stwardnieniu rozsianemu. Trzeba wziąć pod uwagę, że było tylko jedno takie badanie i wyniki mogły zostać zmyślone, jak to czasami się dzieje w małych instytutach, ale dużo się w tym wypadku nie ryzykuje, koszt terapii oscyluje w okolic 2 zł na miesiąc.

Czarnuszka wykazała swoje działanie w wielu próbach klinicznych, zarówno w postaci oleju, jak i rozgniecionych nasion (nie rozgniecione nie zadziałają). Przy schorzeniach, w których mamy silne stany zapalne, może okazać się skuteczniejsza od „zwykłych” leków i co ważniejsze, pozbawiona ich skutków ubocznych.

Nie jest do końca jasne, jaką rolę mogą odegrać zioła w chorobach nowotworowych. Jest sporo badań na liniach komórkowych, ale jak to się mówi, na linii komórkowej to i domestos będzie skutecznym lekiem na raka. Jak dotąd mamy zaledwie kilka badań, gdzie zioła podawano zwierzętom, a chyba żadnego, gdzie stosowano je u ludzi w rozsądnych dawkach. Niemniej wstępne wyniki są dość zachęcające, a trzeba uczciwie powiedzieć, że niekiedy w chorobie nowotworowej nie mamy dosłownie nic do stracenia. Jeśli lekarz mówi, że na pewno umrzemy za pół roku, co najgorszego się stanie? Zaczniemy brać zioła i umrzemy od tego bardziej?

Wiele ziół weszło do codziennego użytku i przez masowość ich zastosowania wiemy, że nie mają poważnych skutków ubocznych ani przeciwwskazań. Można to wymienić czosnek, miętę, rumianek czy melisę. Mają też wiele pozytywnych efektów, przykładowo czosnek faktycznie chroni przed przeziębieniami i grypą, a jego skuteczność jest porównywalna ze szczepionkami.